Rozpa poszła.
Na turnieju (w roli Anioła Zemsty i Obrońcy Uciśnionych) pojawi się Buczer Garrog Złygryz z Mocarną Maczugą. Pod jego komendą znajduje się oddział 6 (wybranych przez samego Tyranta) Irongutów ze sztandarem i krzykaczem, oraz 3 Bullów z krzykaczem (którzy dołączyli się z nudów).
A było to tak:
Cytuj:
- To je życie! - powiedział Garrog Złygryz.
Rzeźnik wylegiwał się na polanie parę kilometrów od miasta, wachlując się listem, w którym Than z krasnoludzkiej karawany z Karak Bobik "potwierdza wywiązanie się oddziału z zadania eskorty i poleca wypłatę plemieniu Czarnych Glanów ustalonego wynagrodzenia". Wrzaski i potępieńcze jęki niesione spod bramy przez rzekę, wskazywały na to, że krasnoludy nadal negocjują opłaty handlowe. Nieopodal, jego Bulle kąpali się w krystalicznie czystej (przynajmniej przed kontaktem z taplającymi się ogrami) rzecze Reik. Siedzący obok Grag, sztandarowy i nieformalny dowódca Irongutów, patrzył, jak jego koledzy intensywnie próbują zmienić pokera w grę kontaktową, tłukąc każdego, kto ich zdaniem blefuje.
- Taa... - odrzekł Grag i pociągnął z bukłaka - żeby jeszcze było komu przypier-
- Hej, grubasy! - rozległ się cienki, ludzki głos - Ruszcie no się! Żywo!
- Co on mówi? - zapytał Grag zerkając w stronę zbliżającej się grupy
- Chce cobyś mu zemby przez d_pę wykopnoł - odparł Garrog podnosząc głowę
- Takżem usłyszo' - ucieszył się młody Irongut, ale zanim zdążył się poderwać, poczuł na ramieniu ciężką rękę Rzeźnika
- Czekaj! Myśmy pod grodem, czyli w eee... czyli-wy-zacznij! Łon chce godoć, to nich pogodo - orzekł Złygryz, Pan Cywilizowany
- No ale jak skonczy, to mu szczelim? - dopytywał się niepewny Grag
- Chłe, Chłe, Chłe! - uspokoił go dowódca - Chodź i suchoj - bedo śmichy!
Zbliżając się, Ogrzy Korpus Dyplomatyczny zaczął rozróżniać kolejne szczegóły. Zmierzający w ich stronę pochód składał się z trzech części:
Ten z przoda to szlachcior jakowyś, bo łba zadzira... A lezie, jakoby ktoś mu kołka w rzyć zasadził. Pomyślał Garrog. Dali letka-tyka z jakowymś kupcem. Po latach łupienia każdego, kto przechodził przez teren plemienia nie zapłaciwszy myta, Rzeźnik rozpoznawał kupca na pierwszy rzut oka. Zresztą, bogaty strój, pierścienie i ogrza tusza przy ludzkim wzroście, nie pozostawiały żadnych wątpliwości... A z tyłu zagrycho Złygryz ocenił osła prowadzonego przez pachołka parę metrów za lektyką. Dziwno sprawo - proszo coby im lanie spuścić i jeszcze żarcie przynoszo coby podzienkować
- Siem założe, że cisne tym sztywnym tak, że po grubasie ledwo plama zostanie - zaproponował przyciszonym głosem Grag, ale Złygryz uciszył go syknięciem. Zresztą, Grag był 3-krotnym mistrzem plemnienia w Rzucie Gnoblarem, więc taki zakład nie wchodził w grę.
Szlacic wreszcie stanął przed ogrami. Jego rozmówcy byli ponad dwa razy więksi, więc (po paru próbach dotknięcia pleców potylicą), gołowąs zrezygnował z patrzenia z góry. Nie stracił jednak pewności siebie.
- Słuchajcie pachoły! Ten o-
- Ładnom mosz skórke - przerwał Grag zerkając to na młodziaka, to na swoje poszarpane, skórzane buciory
- Znaczy... ten... - rozmówca zrozumiał aluzję - Widzicie panowie tego jegomościa? - zapytał wskazując kupca
- Nom. - Garrog postanowił Być Pomocny
- To Wielce Szanowny Pierre Kurdebelle, zamożny kupiec z Bretonii.
- Nom. - Garrog nie polemizował
- A tam oto widzicie osła-
- I ty chesz cobym onego Pierda tem osłem trzasnoł? - wydedukował Grag
- Nie, ty- - szlachcic w porę dostrzegł minę Graga (lub przynajmniej ocenił ciężar osła) - Eee... Nie, dziękuję. Ten osioł to jedyne, co zostało z karawany mości Pierre'a - najwyraźniej, została ona zaatakowana przez bandytów! I to gdzieś niedaleko! Łupy pewnie już trafiły do miasta, ale mimo to, pan Kurdebelle chętnie odpłaci za zniewagę i sowicie wynagrodzi wyłapanie, lub ubicie sprawców. - choć młodzienieć był pewien, że na obserwujących go gębach nie drgnął żaden mięsień, mógłby przysiąc, że wypisane na tych facjatach złośliwe okrucieństwo zastąpiło nagle pełne skupienie.
- Powiedz no, szlachcior - zagadnął Garrog - Jeno tak konkretno... Jak wielce sowita ta jego szanowność?