Dziękuję bardzo Zembolowi i przeciwnikom!
Cytuj:
(...)To była bardzo dziwna misja.
Dzielna ogrza gromada wynegocjowała wynagrodzenie, pobrała zaliczkę i zarekwirowała osła jako jedynego świadka napaści. Gdy tylko zleceniodawcy zniknęli na horyzoncie, przeprowadzono wstępną analizę Dowodu Rzeczowego Nr 1, z której wywnioskowano, że łykowate ośle mięso wymaga odpowiedniej ilości piwa (zakupionego czym prędzej w pobliskiej karczmie). Badanie materiału dowodowego trochę potrwało, więc gdy tylko się zakończyło, grupa ratunkowo-odwetowa czym prędzej (choć mocno chwiejnym krokiem) poczłapała na poszukiwania.
Wkrótce piwo dało o sobie znać i wojownicy klanu Czarnych Glanów zaczęli rozglądać się za jakimś ustronnym miejscem. Pierwszym celem ogrów okazał się samotny zagajnik, lecz mocno zataczający się wojacy ciągle wpadali na drzewa. Rzeźnik Garrog wraz z grupką Bullów od razu uznał, że nie będą się pchać w te krzaki i zawrócił na pobliskie skałki. Ironguci (z bez wątpienia delirycznym przeświadczeniem, że drzewa ich atakują) podeptali trochę krzaków, ale po bliskim spotkaniu z wyjątkowo grubą gałęzią, Grag zarządził odwrót.
Dzielna drużyna orzeźwiona ucieczką ze Złośliwego Zagajnika, wznowiła przerwaną misję. Nie minęła godzinka, gdy oczom wędrowców ukazała się banda orków. Czarne Glany nie przepadają za zielonoskórymi (Ni dość, że piniondza ni majo, to jeszcze minso z onych paskudno), ale przy grupie kręciło się czterech osobników wyglądających jak mocno zagłodzone, schorowane ogry, więc Złygryz uznał, że będzie Przyjazny i przeprowadzi Subtelne Śledztwo. Niestety, słysząc okrzyk "Ej! Wy okraść kawara- wa- ...wana?", orki zareagowały z zupełnie nieuzasadnioną agresją i wybuchła straszna awantura. Zielonoskórzy byli dużo liczniejsi i bili się niezgorzej, więc po walce Garrog solidnie się natrudził lecząc swoich towarzyszy. Dzień uratował Grag, który uciekając zakosił orkom sześć prosiaczków...
Obracające się na rożnach świnki pachniały wręcz cudownie i wkrótce (jak to zwykle bywa) wokół obozowiska zaczęły kręcić się grupki darmozjadów - w tym wypadku, bretońskich błędnych rycerzy. Widząc wypielęgnowane konie, Garrog uznał, że jedzenia nie zabraknie i zaprosił nowych kompanów do obozu na partyjkę kart. Po godzince gry w oczko, Rzeźnik nie tylko zdobył sakiewkę paladyna, ale również złoty wisiorek z obrazkiem jakiejś kobitki. Zapytani o nią ryczerze zaczęli entuzjastycznie bełkotać o Pani Jeziora. Grag wykazał się zainteresowaniem i zapytał grzecznie "Po co wam obrazek córy ryboka, skoro szystcy wiedzo, że bretończyki wolo konie?", w skutek czego kolejna potężna bijatyka na dobre zepsuła wieczór. Co gorsze, zmusiła ogry do porzucenia reszty prowiantu!
Głodny ogr to zły ogr! Nic więc dziwnego, że gdy Garrog otworzył oczy po męczącej, przerywanej burczeniem w brzuchcach nocy i zobaczył bandę zielonoskórych, natychmist poderwał kolegów i rzuszyli do walki. Ogry były niewyspane i mocno wygłodzone (bo co to jest: 3 świnki na 10 chłopa!), a zielonych było aż siedem razy więcej! Na szczęście, Złygryz rozpętał prawdziwą burzę magii, garściami pożerając komponenty do swoich czarów. W walce padł nieprzytomny jeden Bull (potem wyjaśnił kolegom, że zasłabł z głodu), a orki i gobliny zebrały porządne lanie. Na polu bitwy zabezpieczono zwłoki prawie tuzina wielkich pająków.
Taki pająk to prawdziwa zagadka, bo niektóre z nich wytwarzają potężne toksyny i nawet jak się jest orgem, nigdy nie wiadomo - jadalne toto, czy trujące... Sytuacji wcale nie poprawiło odkrycie na polu bitwy goblińskiej torby pełnej grzybów i znalezienie przez Graga dzikiej marchewki. Na szczęście, Bull Zolon (ten sam, który w walce "zasłabł" - widać chciał się zrehabilitować) wpadł na Pomysł: "Gobole som zilone, to siem pewno na kczoro, dżewo i grzybo znajo. Tegdy zróbmy Pożywno Zupe! Szystcy wiedzo, że tako grzybowo, co warzywo mo, to strasznie pożywno i zdrowo - nawet jeśli do nij troszku pajonków wpadni...". Ogry przyklasnęły temu genialnemu pomysłowi i już wkrótce pająki, grzybki i oczywiście marchewka, bulgotały wesoło w wydrążonym pniu pełnym wody.
Człowieki to straszno wredno so - gadajo wkoło co warzywo dobro i bidne ogry wierzo i siem trujo! Żaden z ogrów (bez wątpienia w skutek zatrucia cholerną marchewką) nie pamięta, jak wrócił do rodzinnej wioski. Nikt nie wiedział, czy przyniesione przez nich złoto to łupy wojenne, pieniądze wygrane od bretończyków, czy może wynagrodzenie, które obiecał im Pierre Kurdebelle, więc na wszelki wypadek, zostało ono podzielone między mieszkańców osady, zgodnie ze zwyczajem Czarnych Glanów. Co więcej, wie wiadomo też, czemu z 10 wojowników powróciło tylko 8. Garrog (który jako Rzeźnik powinien być najbardziej odporny na straszne działanie plugawego warzywa) wymamrotał coś o tym, że pogryzły ich wielkie, niebieskie, dwunożne jaszczurki, co zostało przyjęte z pewnym sceptycyzmem...